piątek, 30 maja 2014

Sprzedajesz narkotyki? Uważaj!

Czasami na lokalach i sklepach wiszą różne obwieszczenia. W jednym ze sklepów z artykułami dla turystów wisi duża kartka z napisem "Jak złapię złodzieja, to nie wzywam policji", na innym "Miękkie zabawki za 50% ceny. Zabawki dla dzieci!".

Mnie urzekła kartka na pubie na której obwieszczają, że narkotyków się w tym lokalu nie toleruje.
Treść mówi mniej więcej: "NARKOTYKI: każda osoba przyłapana na posiadaniu lub rozprowadzaniu dowolnego typu narkotyków będzie miała zakaz wstępu do tego lokalu a dodatkowo zostanie to zgłoszone policji".
Niesamowite.. złapią Cię z narkotykami, to zabronią Ci wchodzić. Uwielbiam tutejszą prostolinijność :)

środa, 21 maja 2014

Przysmaki szkockie - cz. 1: Fish & Chips


Znowu będzie o jedzeniu! Dzis o pierwszym ze szkockich przysmaków - Fish'n Chips - czyli ryba z frytkami. Szkocja kuchnia opiera swoje założenia na prostej zasadzie: ma być tanio, niezdrowo, konieczne smażone - tylko w głębokim oleju, do tego Irn Bru (oranżada) lub Pepsi. Oczywiście dietetyczne.

Fish'n Chips nie odstaje od tej zasady. To zwykły filet jakiejś przyzwoitej ryby maczany w cieście bodaj naleśnikowym i smażony w głebokim oleju. Rozmiar? Jak na obrazku. Ten zestaw kosztował mnie 6 funtów 20 pensów. W cenę wliczono dotatek za płatność kartą. Czy to dużo? Myślę, że przy porównywaniu cen żywności, mając na uwadze brytyjskie pensje, można powiedzieć że 1 funt to 1 złoty. Takowy obiad - dostatecznie dużo dla rosłego faceta - kosztował zatem 6 zł. Niewiarygodne ceny w "cheapies" dotyczą całego asortymentu. Na drugiej fotce możesz zerknąć w cennik.


Będąc turystycznie w Wielkiej Brytanii, mając niewielki budżet na jedzenie można śmiało wpadać do "cheapies". Są absolutnie wszędzie. Serwują Fish'n Chips, kebaby (uwaga! zupełnie inne, niż w Polsce czy Niemczech), pizze i głęboko smażone dziwactwa. W zasadzie każdy lokal na którym napisano "Kebab / Falafel / Fish'n Chips / Pizza" jest cheapies. Ceny? Niewiarygodne. Jedzenie? Bywa różnie. Większość takich kebabowni to lokale prowadzone przez imigrantów z dalekiego wschodu: Turcja, Pakistan, Irak i okolice. Z racji na różnice kulturowe świeżość składników i czystość w samym lokalu bywają bardzo różne. Zdarzyło mi się kupić w takim "cheapies", że już po powąchaniu mięsa wiadomo było że ruszt grilla raczej nie ma kontaktu z wodą. Sprawdza się zasada, że jak w lokalu, tak w talerzu. Co by nie mówić, większość serwuje pyszne, niezdrowe, obrzydliwie kaloryczne jedzenie. Tak po szkocku.

Prawie wszystkie cheapies serwują wyłącznie na wynos, bądź w dowozie. Jeśli wolałbyś jednak zjeść na siedząco, zamów sobie coś z dostawą do hotelu/mieszkania. Na stronie JustEat (http://justeat.co.uk) lub Take Away (http://www.takeaway.com). Znajdziesz większość cheapies w Twoim mieście. Większość cheapies serwuje także dania z kuchni indyjskiej. Odradzam. Te ichniejsze curry i pakory są ze słoiczka, kupione w zbiorczym opakowaniu, przygotowane przez kucharza który nawet nie wie, gdzie leżą Indie. Chcesz posmakować indyjskiej kuchni - świetnie! - ale nie w cheapies.

Czym są "smażone dziwactwa"? Regionalna kuchnia szkocka uznaje, że wszystko co smażone w głębokim oleju jest dobre ( polecam zwiastun filmu Filth, akcja toczy się w Edynburgu: http://www.youtube.com/watch?v=tymWDB7gtK4 ). W konsekwencji wiele "cheapies" oprócz Fish'n Chips serwuje głęboko smażone:

  • Piersi kurczaka
  • Mięso mielone
  • Haggis (coś w podobie kaszanki), szkocki klasyczny smakołyk
  • Batony Mars, Bounty, ..
  • Cokolwiek zechcesz
Usługa usmażenia "czegokolwiek" kosztuje ok. 2 funtów.

Moje subiektywne wrażenia na temat Fish'n Chips: jest pyszne! Smażenie w głębokim oleju daje rybie zapach świeżego pączka. Nie wiem, czy to kwestia głębokiego oleju, czy dlatego że 5 minut wcześniej pływał w nim Mars/Bounty. Jest pyszne, jest bajecznie tanie, koszmarnie niezdrowe i nie mogę się doczekać kolejnej porcji. Polecam każdemu, kto choć przejazdem jest w Szkocji.

wtorek, 20 maja 2014

Mentalność brytyjska - mieszkania i estetyka


W jednym z postów ( link tutaj ) pisałem na temat swoistego rozumienia prywatności przez Brytyjczyków. Mówiłem coś na temat mieszkań parterowych na froncie, gdzie okno jest na wysokości głowy przechodnia. Jedne rodziny radzą sobie za pomocą wiecznie zasłoniętych żaluzji/rolet lub czasami.. szmat; w innych domach problemu nie ma, tj. domownicy nie mają nic przeciw, że przechodnie zaglądają im do domu.

Zamieszczam zdjęcie zrobione na dość ruchliwej ulicy Edynburga. Ten widok przechodzeń ma na wysokości swojej głowy (obiecuję, że nie stawałem na palcach). Nie dość, że od paskudnej szkockiej pogody oddziela mieszkańców pojedyncza szybka, a prywatności strzeże jakaś szmata, to... okno podtrzymywane jest przez... kaktusa. Taki widok przypominający Polakom obrazki z najbiedniejszych dzielnic - przedmieść wielkich polskich miast - jest tu, w bogatej Wielkiej Brytanii dość częsty. Prawdopodobnie mieszkanie, które uchwyciłem na fotce należy do klasy średniej niższej, czyli ... odpowiednika przeciętnego Kowalskiego. To może wydać się dziwne, ale często pod domami z takim "dizajnem" i prezencją małych faweli stoją auta klasy BMW5 lub Mercedesy. Tutejsza mentalność kładzie bardzo mały nacisk na styl, prezencję i jakąkolwiek estetykę mieszkań, ceni się natomiast dobre auta.

Czy już mówiłem, że ludzie tutaj są bardzo praktyczni? Chyba tak; kaktus potwierdza.

Brytyjczycy są praktyczni, czyli adresacja w Wielkiej Brytanii

Czy mówiłem już kiedyś, że Brytyjczycy są bardzo praktyczni? Mam na to co najmniej dwa dowody, a przynajmniej dwa dziś pokażę.

Podając komuś swój adres można zrobić to tak:
11 (7) Cute Street
VeryBigTown
VB3 2EA
lub użyć innego sposobu zapisu numeru mieszkania - to będzie pierwszy dowód na tutejsze praktyczne podejście.

Na pierwszy rzut oka widać, że adres posiada najpierw numer domu, potem numer mieszkania, potem ulica, wtedy miejscowosc i na końcu kod. Nie mam zielonego pojęcia, czy ta sama zasada działa także w innych miastach, aczkolwiek w Edynburgu numeracja kodów pocztowych przypomina ślimaka. Od początku: pierwsze 3 znaki (VB2) to kod miasta i dzielnica, kolejne 3 to szczegółowy numer kwartału. Te pierwsze 3 znaki są jednak dużo ciekawsze. Edynburg ma kody rozpoczynające się od EH. Patrząc na tutejszą pogodę widzę w "eh" głębszy sens. No dobra, to po 2 znakach miasta następuje cyfra, czyli rzeczony ślimak. Wyobraź sobie że w najściślejszym miejscu miasta robisz obszar o numerze jeden - to ma sens. Kolejne cyferki nadajesz zakreślając spiralę, ślimaka, wokół tej jedynki. Przez analogię EH1, EH2..EH4 to najściślejsze centrum miasta, EH7 to już ok. 2 km od ścisłego centrum, natomiast EH39 to region do którego autobusem jedzie się co najmniej godzinę, nawet więcej. Podejście to prawdopodobnie stosowane jest w całej Wielkiej Brytanii. Ze względu na praktyczny charakter szukając mieszkań łatwo jest po samym kodzie określić, czy mowa o centrum czy przedmieściach. Przypomnę jeszcze raz, że tutejsza komunikacja miejska nie należy do najszybszych i wybierając mieszkanie 10 km od ścisłego centrum (to wcale nie tak dużo) musisz liczyć się z godziną dojazdu w jedną stronę.

Mówiłem o numeracji mieszkań. Skoro już wiemy, że ktoś mieszka w:
11 (7) Cute Street
VeryBigTown
VB3 2EA
to numer jego mieszkania można (zamiast 7) zapisać np. 3F1. Ten system bardzo sprawdza się gdy zwiększyć szansę, że listonosz nie pomyli mieszkania i nie wrzuci listu sąsiadowi. Czemu? 3F1 to 3rd floor, flat 1. A które to mieszkanie numer 1? Idąc klatką schodową wchodzisz na trzecie piętro i zaczynasz numerować drzwi od tego skrajnie po lewej poczynając. Wiemy zatem, że posiadacz tego adresu mieszka na 3 piętrze, pierwsze mieszkanie po lewej (F1), w ścisłym centrum (VB3).

A nie mówiłem, że są praktyczni?

niedziela, 18 maja 2014

Umówmy się o pół piętnasta

Może to wyda się oczywiste, ale "half three" oznacza "trzydzieści po trzeciej", mimo że intuicja podpowiada "half to three". Analogicznie "quarter five" to piąta piętnaście. To bardzo częsty sposób określania czasu; warto o tym pamiętać.