poniedziałek, 16 czerwca 2014

Różnice kulturowe między Polską a Wielką Brytanią - cz. II

Wszystko co piszę jest moim subiektywnym zdaniem. Nie twierdzę, że jest dokładnie tak, jak napisałem.
Moim zdaniem wszystkie różnice w tzw. mentalności wynikają z trzech przyczyn:

  • religii
  • braku doświadczeń komunizmu
  • masonerii

Po pierwsze, w Wielkiej Brytanii szczęśliwie nigdy nie było komunizmu. Problem z komunizmem nie polega na tym, że są marsze i pochody 1-majowe. Nawet peany na rzecz "wielkich wodzów rewolucji" można by przeżyć, gdyby nie problem tego, co komunizm robi z mentalnością ludzi. System opiera się o ideę wojny klas. W każdym kraju w którym był, bądź jest, ustrój komunistyczny zauważana jest wyraźna niechęć ludzi wobec siebie. Komuna prowadzi do wygłodzenia rynku, tym samym zmusza ludzi do zwierzęcych zachowań w poszukiwaniu dóbr, szczególnie tych o które walczymy instynktownie - żywności, środków higienicznych. Sama idea wojny klas też odciska piętno na umysłach. Gdzie by nie spojrzeć, od Rosji poprzez Polskę, kraje byłego ZSSR - komuna czyni spustoszenie w relacjach międzyludzkich. Ludzie stają się wzajemnie podejrzliwi, nieufni. Często widać wzajemną wrogość, szczególnie wobec osób które mają więcej. Istnieje poczucie wszechobecnego spisku - skoro on ma, a ja nie, to na pewno on ukradł/ma po znajomości/"załatwił" sobie. Wszystko jest ukartowane. Ból komuny polega na tym, że trudno wymazać jej piętno w jednym pokoleniu. Ludzie - z natury dobrzy i empatyczni - stają się kanaliami.

Tego jak wspaniale potrafi działać społeczeństwo - w tym najbardziej organicznym ujęciu - najlepiej obserwować w krajach, gdzie komuny nigdy nie było: w szczególności Holandia, Wielka Brytania. Obserwując codzienne relacje społeczeństwa Brytyjskiego łatwo zauważyć powszechną uprzejmość. Czuje się ,że istnieje tutaj współdziałanie, dzielenie się uśmiechem i brak wrogości wobec obywateli. Trywialne, ale.. używanie klaksonu jest rzadkością. Dalej, bardzo niespotykane jest wzajemne pouczanie (mylnie nazywane w Polsce "dawaniem rad"). Trzeba na prawdę niewiele czasu, ażeby zauważyć, że nawet gdy wpadniesz na kogoś na ulicy, nie ma szans na agresywne zachowanie drugiej strony. Ludzie są po prostu wyluzowani, nie spotyka się tekstów: "Mógł pan nie biec", "Proszę bardziej uważać", "Jak łazisz?". Tego nie ma. I oby nigdy nie było.

Częstym obyczajem jest chodzenie ulicą czwórkami, piątkami. Gdy idzie duża rodzina potrafią zajmować cały chodnik. Myślę, że uwaga: "Powinniście iść tak, aby nie zajmować całego chodnika" byłby dziwnie odebrana. Tutaj się nie poucza. "Przepraszam" wystarcza.

Skoro o przepraszaniu. Wciąż zaskakuje mnie to, że jeśli ktoś Ciebie przeprasza (bo zajmujesz przejście, bo na niego wpadłeś), to w dobrym obyczaju jest odpowiedzieć tym samym. To zaskakujące: wpadasz na ulicy na faceta a on cię przeprasza. Serio, tak to wygląda. Uważam że kultury używania słów przepraszam i dziękuję powinni tu się uczyć wszyscy nasi rodacy.

Drugie - religia. W Wielkiej Brytanii od dawien dawna dominuje chrześcijaństwo reformowane. Poza brakiem widoku facetów w sutannach istnieje zupełnie inny zbiór cnót religijnych. Kościół reformowany kładzie silny nacisk na pracę. Praca jest wartością i pożądaną postawą. W Wielkiej Brytanii prężnie działa Armia Zbawienia, czyli - w ogromnym uproszczeniu - kościół chrześcijański oparty o zasadę wiary poprzez działalność na rzecz potrzebujących. Oprócz tego działa tutaj mnogość organizacji charytatywnych: od Bettany Christian Trust (opieka nad bezdomnymi) poprzez mnóstwo organizacji wspierających wolne od patentów badania nad rakiem kończąc na pospolitych, choćby dbających o zwierzęta bezpańskie.

Wiele firm nie dość, że działa charytatywnie to dodatkowo zachęca swoich pracowników do składania darowizn. Popularny jest system dobrowolnego oddawania części uposażenia na cele charytatywne. Firmy często angażują swoich pracowników w akcje integracyjne przy okazji których zbiera się datki. Gdybyś chciał założyć własną zbiórkę, to istnieją strony do zbierania darowizn (np. justgiving.com ). Wielkie firmy głośno chwalą się prowadzeniem fundacji lub byciem głównym sponsorem akcji charytatywnych. Tutejsza sieć hipermarketów ASDA jest sponsorem lokalnych środowisk LGBT (asdalgbt.co.uk). Wyobrażasz sobie coś takiego w Polsce?

W duchu chrześcijaństwa reformowanego wyrósł w Szkocji ruch wolnomularzy. Szkocja jest zaczynem masonerii i to właśnie ryt szkocki jest podstawą działania mnóstwa lóż na całym świecie. Ideały wolnomularskie takie jak skromność, służba na rzecz potrzebujących mogły wyrosnąć jedynie w duchu ruchów reformacji chrześcijańskiej. Duch wolnomularski jest obecny od nazw ulic po ... książkę telefoniczną. To może wydać się dziwnie, ale zarówno adresy lóż jak i klubów towarzyskich masonerii można znaleźć czy to w Google, czy w książce telefonicznej. W przeciwieństwie do Polski tutaj wolnomularstwo rosło razem z religią reformowaną czerpiąc z tych samych ideałów. Wiadomo, że ogrom polityków brytyjskich to przedstawiciele masonerii, wiadomo także że mimo iż sama przynależność do loży winna być utrzymana w sekrecie, to w powszechnym rozumieniu jest to niejako zaszczyt, gdyż ryt szkocki nie dopuszcza samo-zapisania się do loży. Trzeba być uznanym przez osobę już należącą do loży, a następnie dopiero ta osoba może wnioskować o przyjęcie nowego adepta.

Wracając, tutejszy stan umysłu silnie związany jest z przełomem oświecenia. Szacunek dla pracy (także tej darmowej), silnie poszanowanie jednostki i zaangażowanie w działalność dla słabszych dają silny kontrast. Warto tu przybyć, aby nabrać krytycznego kontrastu wobec Polski a jednocześnie docenić wszystko to, czego my możemy nauczyć Brytyjczyków.

sobota, 7 czerwca 2014

Opieka zdrowotna w Szkocji - chorować do godziny osiemnastej

Szkocja jest odrębnym krajem, a jej odmienność to nie tylko flaga czy godło. Przede wszystkim silne poczucie inności plus różnice w kwestii edukacji, czy choćby opieki zdrowotnej. Ostatnio coraz częściej mówi się o oddzieleniu się Szkocji od Wielkiej Brytanii, choć sondaże wskazują, że raczej to się uda (czyt.: nie opłaci). Różnice w systemie służby zdrowia są na tyle duże, że cokolwiek napisałem - w Anglii może być zupełnie inaczej.

Jeśli zamierzasz zachorować, to najlepiej do godziny osiemnastej, w dzień powszedni. Potem może być wesoło. Jedyne pocieszenie w tym, że opieka zdrowotna jest darmowa, jeżeli odprowadzasz składki zdrowotne lub inne prawo zapewnia Ci darmowe leczenie. W sytuacjach zagrożenia życia opieka zdrowotna będzie darmowa niezależnie od tego czy odprowadzałeś składki.

Załóżmy, że nic poważnego Ci nie dolega, jest środek dnia roboczego. Zapisujesz się do lekarza opieki podstawowej (zwanego GP) i nazajutrz idziesz na wizytę. Moje odczucie jest takie, że w przeciwieństwie do naszego kraju tutejsi lekarze nie czują się półbogami, nie odczuwa się tego, że jakiś tam pacjent czeka na szanownego doktora, który łaskawie go uleczy. Wracając do wizyty u GP. Jeśli potrzeba - dostaniesz skierowanie do specjalisty. Niestety do specjalistów też są kolejki. Plusem natomiast jest to, że GP może przepisać dowolne leki - od antykoncepcji po środki antydepresyjne. Po wizycie dostajesz receptę i.. tu zaczynają się różnice.

Opłaty za leki są rzadkością i dotyczą np. środków poprawiających urodę. Jeżeli przepisany lek leczy, czyli ratuje zdrowie lub życie - otrzymasz go za darmo, w dowolnej aptece. Poza wydawaniem leków na recepty apteki są raczej sklepami z artykułami higienicznymi, coś jak SuperPharm. Wiele aptek to po prostu sklepy z kosmetykami przy okazji wydające leki. Co gorsze, pracownicy aptek mimo że chodzą w kitlach zazwyczaj nie mają wykształcenia farmaceutycznego. Są to osoby po różnych kierunkach studiów. Szczerze wątpię czy związanych z medycyną lub farmacją. Absurd sięga tak daleko, że aptekarze nie potrafią znaleźć leku na podstawie nazwy substancji, a już tym bardziej określić jakie są interakcje. Jeśli szukasz "czegoś na katar", to chętnie pomogą, ale jeśli masz łacińską nazwę substancji czynnej i chcesz kupić coś o zbliżonym działaniu, ale bez recepty, to masz problem.

To nie koniec cyrków. Załóżmy, że masz zapalenie pęcherza, a jest sobotni wieczór. Apteki zamykają się w weekendy jeszcze wcześniej. Całodobowych w stolicy Szkocji nie ma. Najbliższa jest 70 km dalej (to nie żart). Zostaje tylko jedna opcja - szpital. Tutejsze "Emergency" należało by tłumaczyć jako SOR, aczkolwiek biorąc pod uwagę z czym ludzie tam przychodzą, to chyba nie wypada. Jeśli komukolwiek dolega cokolwiek po 18-stej, idzie na Emergency. Zapalenie pęcherza, wysypka albo nawet lek "do 72 godzin". Co ważne - leki na Emergency także dostaniesz za darmo.

Miłą różnicą są "małe ambulanse". W sytuacji gdy nie trzeba transportować chorego wysyła się ratownika na motorze lub w aucie typu SUV. Nawet gdy trzeba przetransportować pacjenta do szpitala nierzadko wpierw wyjeżdża mały ambulans aby przygotować pacjenta i udzielić mu szybkiej pomocy nim przyjedzie karetka transportowa.