czwartek, 30 października 2014

Tescocentryzm

Sklepy z artykułami podstawowymi (groceries) w Szkocji można podzielić na dwie grupy: te małe, prowadzone zazwyczaj przez imigrantów z bliskiego wschodu, w których jedzenie jest pakowane, zazwyczaj mrożone i ma termin do dwóch lat oraz sieciówki: Tesco, Sainsbury, Scotmid i M&S Food. Jest jeszcze Morrisons. Ponoć gdzieś jest.

Sklepy typu pierwszego to te, gdzie kupujesz gazetę, colę i mrożoną pizzę kategorii B. Chleba tam nie kupisz, chyba że taki upieczony miesiąc temu i wciąż miękki. Jedzenia tam nie kupisz, chyba że w puszkach z terminem do 2020, ewentualnie mrożone; też z terminem do 2020. Nie chciałbym poruszać drażliwych stereotypów, ale jakość higieny i ogólnej czystości w ogromie małych sklepach prowadzonych przez ludzi z bliskiego wschodu jest taka, że nawet gdyby tam mieli świeży chleb, nie chciałbyś go tam kupować.

Druga kategoria to sieciówki. Tutaj Tesco i Sainsbury mają także małe sklepiki osiedlowe zbliżone do naszych Żabek, czy Fresha, ale sporo większe. Możesz tam kupić świeży chleb, ale nigdy nie będzie tak dobry jak polski, za to mają potężny dział jedzenia gotowego i prawie gotowego. Tutejsze zdolności kulinarne + nierozpieszczająca rolników pogoda przystosowały naród do jedzenia tego, co już gotowe albo do gotowości potrzebuje tylko mikrofali. Jedzenia gotowego jest multum, w każdym nawet najmniejszym sklepie sieciowym. Oprócz tego warto zauważyć pokaźny dział monopolowy.

No dobrze, ale czemu ten post ma tytuł "Tescocentryzm"? W mojej okolicy najwięcej jest sklepów Tesco, w tym ten duży; rzut kamieniem od pracy. Tesco jest u nas lokalnym ośrodkiem kultury. Gdy wybija trzynasta wataha pracowników napiera na ten sklep po jedzenie, colę, gazety i słodycze. Obok stoją bankomaty, więc nawet jak ktoś woli jadać świeżo, w lokalnej kanapkarni, to i tak spotkasz go pod Tesco. Serio mówiąc, życie pracowników większości brytyjskich firm kręci się wokół lokalnego sklepu. Idąc do Tesco masz okazję spotkać kolegów z innych działów, pogadać o pogodzie pod bankomatem i zamienić słowo z szefem na dziale z puszkami i wyrobami gotowymi (ten dział jest ogromy w stosunku do polskich supermarketów). Najdziwniejsze jest, że o roli sklepu w życiu Brytyjczyków uświadomiłem sobie dziś stojąc w kolejce do mikrofalówki, w firmowej kuchni. Okazało się, że kilka osób je dziś dokładnie tą samą zupę, bo była promocja na puszki tej firmy. Gdy Tesco wypuszcza nową kolekcję odzieży, to już po tygodniu można zauważyć po ludziach w pracy, że było coś na promocji. Trochę jak za komuny, jak rzucili beżową tapetę do sklepów to można było po ciemku wejść do czyjegoś mieszkania, bo wszystkie wyglądały tak samo.

Myślę, że z polskiej perspektywy trudno to sobie wyobrazić. Mamy obyczaj jedzenia w domu lub zabierania jedzenia do pracy, nie jemy na potęgę jedzenia z puszek, bo z puszki to jedzą koty. Dodatkowo, w Polsce, pełno małych sklepików typu Społem, czy zwykłych warzywniaków. Tutaj tego nie ma. Śniadanie robisz w domu z rzeczy kupionych w Tesco, obiad jesz z puszki - z Tesco - a po pracy lecisz na zakupy, do Tesco. I tak dzień za dniem...

niedziela, 26 października 2014

Bankowość

W Wielkiej Brytanii nie ma obowiązku meldunkowego, czyli państwo nie wymaga tego, abyś miał stały adres zamieszkania wpisany w dowód osobisty. W dowodzie wcale nie ma adresu, co jest o tyle logiczne, że wiele osób - szczególnie młodych - zmienia wynajmowane mieszkanie raz na rok lub częściej. Nie masz adresu meldunkowego, a mimo to możesz mieć konto bankowe. Wystarczy przynieść do banku jakikolwiek dowód, że mieszkasz pod danym adresem. Dla przykładu: list od elektrowni, gazowni czy umowę najmu mieszkania. To wystarczy.

Posiadanie konta bankowego jest koniecznością, jeśli tu mieszkasz. Zarówno świadczenia socjalne jak i pensja przelewana są na konto.

A same konto.. nie ma długiego numeru konta jak w Polsce, a przynajmniej nikt się tym nie posługuje. Do konta bankowego masz 2 dane: numer konta (bodaj 8 cyfr) oraz tzw. sort code - 6 cyfr. Robiąc komukolwiek przelew wystarczy jego pełne imię i nazwisko oraz te dwa numery. Adres? Nie. Zbyt często się zmienia.

Pisałem kiedyś, że Brytyjczycy są praktyczni? Zapewne nieraz. Zarówno twój sort jak i numer konta (ten 8 cyfrowy) będą wypisane na twojej karcie kredytowej. Ciekawy jest sposób w jaki np. sklepy zwracają ci pieniądze, gdy oddajesz towar do reklamacji. Pani prosi o włożenie twojej karty do czytnika, a następnie przelewa na twoje konto odpowiednią kwotę. Nigdy czegoś takiego w Polsce nie widziałem.

Więcej ciekawostek?

  • Przelewy chodzą błyskawicznie, także w weekendy
  • Ludzie nie są świadomi istnienia systemu płatności zbliżeniowej, mimo że ten system tu działa
  • Na przykład Barclay's dodaje do swoich kont bankowych urządzenie PINSentry, które generuje jednorazowe kody uwierzytelniające transakcje na podstawie twojej karty płatniczej (taki kalkulator dla geeków )
  • Bardzo popularne jest wydawanie instytucjom upoważnienia do obciążania konta (direct debit). Mnóstwo firm (np. siłownie) i instytucji (np. podatek miejski) działa w oparciu o ten system
  • Zmiana konta bankowego jest banalnie łatwa. Idziesz do banku i zgłaszasz chęć. Oni robią wszystko, od przeniesienia twoich "direct debit" na nowy numer konta po powiadomienie twojego zakładu pracy że zmieniłeś numer konta
  • Procedura zakładania konta jest wyjątkowo śmieszna. W jej trakcie musisz potwierdzić między innymi to, że jesteś w stanie psychicznym pozwalającym ci zrozumieć treść umowy oraz że nie potrzebujesz tłumacza, aby mieć świadomość co podpisujesz. Mało? Osoba zakładająca konto ma obowiązek wydać ci druk na którym jest imię i nazwisko twojego "zakładacza" oraz dane instytucji nadzorującej, gdybyś poczuł się oszukany lub wprowadzony w błąd

Smaczek na koniec. W tutejszym życiu jest sporo elementów vintage, hipsterstwa i innych archaicznych naleciałości. W oddziale Bank of Scotland znajdującym się w nowoczesnej galerii handlowej Ocean Terminal znajdują się 2 bankomaty i wpłatomat (górne zdjęcie). Owy wpłatomat pokazany na dolnym zdjęciu z bliska to... skrzynka depozytowa. Mamy XXI wiek, a tu taki psikus: podchodzisz do skrzyneczki (zobacz, że zamontowano ją na wysokości pisuaru) i tam znajdują się druczki. Bierzesz druczek i wpisujesz swoje imię, nazwisko, sort i numer konta następnie kwotę, którą chcesz wpłacić. Potem, na drugiej stronie, wypełniasz ile jakich nominałów chcesz wpłacić, sumujesz, następnie wpisujesz ile wpłacasz w czekach, potem tylko podpis, numer kontaktowy, wkładasz pieniądze razem z druczkiem do koperty, zaklejasz, wrzucasz i ... już. Na szczęście w niektórych oddziałach można spotkać normalne wpłatomaty.