poniedziałek, 17 marca 2014

Zakupy codzienne

Dziś będzie znów o jedzeniu, przynajmniej po części. W radio mówią o jedzeniu. Prowadzący przekonuje o tym, że posiłki z faszerowanego czosnkiem żołądka wieprzowego nie są daniem, które robi się długo. Żeby dowiedzieć się czegoś o kuchni szkockiej trzeba włączyć BBC, co za czasy. Wracając do tematu zakupów...
Największe sieci marketów to Tesco, Sainsbury, ASDA, M&S (Marks and Spencer) oraz John Lewis. Ostatnia z sieci jest wzorowana na amerykańskie gigamarkety, w których można kupić absolutnie wszystko - od haczyka na ryby po samochód. Była kiedyś taka anegdota...

Szef jednego ze sklepów amerykańskiego WALMARTu postanowił zrobić kandydatom na stanowisko sprzedawcy dzień próby. Warunkiem zwycięstwa było wygenerowanie sprzedaży na jak największą kwotę pieniędzy. Rywalizowało trzech kandydatów.
Szef: Melody, ilu obsłużyłaś klientów, ile zarobiłaś?
M: 21 klientów, 3000 dolarów
Szef: Wayne, a Ty?
W: 17 klientów, 2800 dolarów
Szef: A Ty, Stefan?
S: Miałem jednego klienta
Szef: Jak to? Jednego?! Przez cały dzień?! Tylko jednego??
S: Tak, ale zostawił około 55 000 dolarów
Szef: Jestem osłupiony, opowiadaj...
S: Było tak... podszedłem do klienta i szybko przeszliśmy na temat wędkarstwa. Wspomniałem, że mamy promocję, więc dobrze dziś kupić nowe haczyki i błystki. Uświadomiłem mu potrzebę polowania na większą rybę, więc wziął wędkę za 100 dolarów i żyłki. Klient nie miał podbieraka, więc jego też dokupił. Potem w rozmowie napomniał, że jego obecna łódka jest niestabilna, to zaproponowałem nową - za 3000 dolarów. Wziął od razu. Potem, gdy przechodziliśmy przez monopolowy by kupić Champagne, by mógł opić zakupy z żoną wspomniał, że nie ma czym zabrać łódki ... a że przyszły niedawno nowe przyczepy samochodowe, to wziął jedną. Klient był zachwycony, myślał że to już koniec ale przechodząc koło przyczep zobaczył tego nowego Forda Raptora i.. zrozumiałem, że muszę zdobyć dla niego rabat. Na dziale ogród dokupił domek drewniany na łódź i szczęśliwy poszedł do kas.
Szef: Ale Stefan.... przychodzi facet po haczyki, a Tobie się udało wcisnąć mu auto z łodzią i przyczepą?
S: Szefie, on nie przyszedł po haczyki. Spotkałem go na artykułach higienicznych, szukał podpasek dla żony. Powiedziałem "Czuję, że spędzi Pan dzisiejszy wieczór z książką.... a może w przyszłym miesiącu spędził by Pan te dni na rybach?"

John Lewis jest wzorowany na WALMART. Można kupić zarówno sprzęt do sali gimnastycznej, projektor biurowy czy luksusowe kosmetyki. W normalnych, codziennych sklepach jest inaczej.
Ogromną część każdego marketu (superstore) stanowią lodówki. Śmiało można powiedzieć, że 1/6 powierzchni handlowej to właśnie lodówki. Wielokulturowość Wielkiej Brytanii powoduje, że łasuchy mogą tutaj oszaleć. W lodówkach wśród wędlin jest prawdziwa szynka parmeńska, chorizo a także polska krakowska. Dodatkowo, ogromna ilość serów - w szczególności żółtych. Poza ulubionym w Szkocji siekanym cheedarem (barwionym na wściekłożółty) można znaleźć całą gamę pyszności. Tak jak w Polsce wędliny czy sery kupuje się zazwyczaj przy stoisku, tak tutaj wszystko jest paczkowane. Dotyczy to także mięs, przede wszystkim mielonego czy piersi z kurczaka. Pierś z kurczaka jest tutaj specjałem. Oprócz (pakowanych) skrzydełek i piersi, myślę że trudno jest znaleźć cokolwiek innego z kurczaka. Piersi można kupić w wielu odmianach: siekane, smażone, panierowane, gotowane. Klasyczne mięso mielone głównie jest z wołowiny. Uwielbiają wołowinę; w mniejszych sklepach trudno znaleźć wieprzowinę. W lodówkach oprócz rzeczy oczywistych można znaleźć zazwyczaj cały regał z mrożona pizzą oraz daniami gotowymi z całego świata. Od chińskich noddle przez chilli con carne, butter chicken i tandoori chicken a kończąc na Haggisie.

W marketach w Polsce zazwyczaj wydziela się stoiska dla wędlin, mięs, serów i ryb. Tutaj są jeszcze stoiska z .... pizzą! W ASDA można podejść do pracownika i poprosić o przygotowanie pizzy o takim a takim składzie, a następnie po szybkim zmrożeniu zabrać ją do domu na kolację. Nie wierzę, że to piszę, ale te pizze są całkiem dobre jak na 4 i pół funta za dużą pizzę. Co ważne, zarówno ASDA jak i Tesco każdego dnia wytwarzają te pizze na świeżo (i mrożą), co daje im dużą przewagę nad pizzami robionymi z myślą o trwałości pół roku

Zupę pomidorową z puszki, pizzę z zamrażarki i Haggis z konserwantami trzeba czymś zapić. Oprócz Irn-Bru można tu spotkać Coca Colę Cherry (smakuje inaczej, niż polskie Cherry Coke), waniliową Coca Colę czy mnóstwo napojów orientalnych, np. mango-maracuja z bąbelkami. Typowo brytyjskim napojem jest także Tango, najlepiej pomarańczowe. Smakuje pysznie, pomarańczowo, chemicznie. Jest bardziej pomarańczowe od pomarańczy. W tanim sklepie można kupić 1.7 litra Coca Coli za 1 funta, w normalnym sklepie puszka kosztuje 65 pensów. Czy tylko mi się wydaje, że tutejsze puszki od napojów są grubsze, cięższe?

Skoro rzekło się o tanich sklepach... W Wielkiej Brytanii istnieją sklepy "wszystko po 1 funt" oraz sklepy charytatywne. Te pierwsze, zazwyczaj PoundStrecher oraz PoundLand sprzedają (prawie) wszystko po funt. Jeżeli coś jest zbyt tanie, aby sprzedać to po funt, to zazwyczaj kupuje się paczki po kilka sztuk. Plus, że rachunek zawsze wychodzi równy ;) Te sklepy są fenomenem, bo kto sądzi że sprzedaje się tu rzeczy niskiej jakości jest w błędzie. W "Funciakach" można kupić wszystko - od słodyczy i napojów poprzez książki, artykuły elektryczne, chemię i kosmetyki, jedzenie pakowane a nawet startery do komórek. Myli się ten, kto spodziewa się tych sklepów na obrzeżach. Nic bardziej mylnego, "Funciaki" są zazwyczaj na głównych ulicach. Co można kupić za 1 funta?

  • 1.75 litra Coca Coli
  • dwie pary ciepłych skarpetek
  • Mleczko Cif - 250 ml
  • Mr Muscle do czyszczenia kuchni - 250 ml
  • Duże opakowanie ciastek Digestive
  • Kabel USB
  • Złodziejkę do kontaktu
  • Parasol składany

Drugą grupą fajnych sklepów są sklepy charytatywne. Fundacje charytatywne (np. Brish Heart Fundation, Bettany Christian Trust, British Cancer Foundation, ...) sprzedają za pół darmo otrzymane od ludzi darowizny przedmiotowe (ciuchy, artykuły elektryczne, meble, zabawki) a zysk przeznaczają na działalność statutową. British Cancer Foundation prowadzi wolne od patentów badania nad nowotworami, Bettany Christian Trust pomaga bezdomnym. Artykuły w tych sklepach są niekiedy mocno sfatygowane, w przypadku mebli dobrze jest przejrzeć E-Bay, aby mieć porównanie cen produktów nowych. Szczególnie meble w sklepach charytatywnych mogą być przewartościowane, z drugiej strony można znaleźć skarby - zarówno w postaci ubrań (za 1 funt) jak choćby biurka komputerowego w dobrym stanie za 15 funtów.

W Wielkiej Brytanii uwielbiam siłę nabywczą pieniądza. Z jednej strony 40 funtów to niewiele, bo za tyle nie zapłacisz dobrej za obiad dla dwojga w dobrej restauracji, z drugiej strony to pełen kosz produktów wysokiej jakości, para butów z sieciówki, dwie pary spodni lub dwumiesięczny zapas Coca-Coli. Lubię to, że chcąc wydać 1 funta jest na to 1000 sposobów.

sobota, 15 marca 2014

Różnice kulturowe między Polską a Wielką Brytanią

Tego, czego nie napisali w poradnikach "Różnice kulturowe":
  • na przywitanie nie podaje się ręki
  • osobie, która kichnęła nie mówi się "na zdrowie"
  • spotykając jakąś osobę nawet kolejny raz mówisz jej "cześć", nawet jeśli witaliście się 5 minut temu
  • wychodząc z autobusu wypada podziękować kierowcy
  • osoby wsiadają do autobusu w takiej kolejności, jak przychodziły na przystanek (bardzo przestrzegane)
  • wchodząc do pomieszczenia, w którym ktoś je nie mówi się "smacznego"
cdn..

Jedzenie w Szkocji - część pierwsza

Tutejsze jedzenie to temat rzeka. Kiedyś ktoś zapytał czy próbowałem już Szkockich przysmaków, a ktoś inny dorzucił: "Chicken masala and pizza?". W Szkocji obowiązuje zasada:

  • dużo
  • niezdrowo
  • smażonego
  • na wynos

Jedzenie na wynos jest tutaj przemysłem. Korzystając choćby z http://JustEat.co.uk można zamówić cokolwiek - w dowozie, o dowolnej porze. Wiele knajp wyspecjalizowało się w jedzeniu na wynos, więc jeśli przechodząc koło lokalu zauważysz "Collection only" lub "Delivery only" - zapewne znajdziesz ich na Just Eat.

Przewodniki turystyczne mówią, że specjałem Szkocji jest przede wszystkim Haggis, czyli (w uproszczeniu) miks podrobów a innym specjałem są kulki mięsne, czy ciastko z mięsem. I mają rację, tyle że mówimy o tym co w Szkocji jadano w czasach, gdy jeszcze nie było tu imigrantów i ich wynalazku - smażenia w głębokim oleju. Centrum dużych miast pełne jest szyldów "Pizza", "Falafel", "Kebap", "Fish and chips". Haggisa się jada, ale w wariancie fast-foodowym, o czym w następnej części

Szkoci upodobali sobie jedzenie śmietnikowe. To jedyny rozwinięty kraj, gdzie mimo powszechnej opieki zdrowotnej wiek dożycia spada. Przy obecnej tu obfitości śmieciowego jedzenia, zamiłowaniu do alkoholu i nieprzyzwoicie niskich cenach obu z tych - trudno dożyć 80-tki.

Jada się głównie śmieciowo, w szczególności kebap podany w stylu arabskim, tj. duuuża porcja mięsa - koniecznie halal (żadnego prosiaka) do tego mała bułka. Można zamówić też Kofte kebap (szpadki mięsa grillowanego, koniecznie jagnięcina lub wołowina).

Szkoci uwielbiają pizzę, zarówno wysoką (deep dish) jak i na styl włosko-fast-foodowy (thin crust). Ta druga pizza to połączenie klasycznego, włoskiego, cienkiego ciasta z nieprzyzwoicie dużą porcją sera żółtego (zazwyczaj cheedar), do tego rozmaite dodatki : często papryka Jalapeno. Często można spotkać pizzę, której dodatkiem jest mięso wołowe, mielone. Klasyczna kompozycja:

  • cienkie ciasto
  • sos pomidorowy
  • mięso wołowe, mielone
  • podwójny lub potrójny ser cheedar, siekany
  • papryka Jalapeno

Pizzę można dostać absolutnie wszędzie. Jeżeli widzisz lokal na którym napisano "Fish and chips" lub "Kebap" - na 99% dostaniesz tam pizzę. Ile to kosztuje? Grosze, pizza dla jednej osoby zaczyna się od 5 funtów w dowozie i ok. 7 na miejscu. Pizza w restauracji to koszt od 9 funtów. Zakładając, że np. w Edynburgu miesięczny średni zarobek "na rękę" to ok. 1500 funtów, to trudno być szczupłym. Wspomniałem o "Fish and chips" - typowo edynburski specjał. Po pierwsze - najłatwiej go dostać w knajpach prowadzonych zazwyczaj przez imigrantów. Po drugie - jest nieprzyzwoicie kaloryczny i ... pyszny.

Porcja Fish and chips to filet z przeciętnej ryby panierowany w cieście a'la naleśnikowe, smażone w głębokim oleju. Do tego podaje się frytki i sałatkę. Frytek jest dużo, myślę że ok. 300 gramów. Popularne są frytki belgijskie, czyli grube. Porcja "Fish and Chips" dla osoby o średnim apetytcie jest ogromna. Całość kosztuje od 8 do 12 funtów (w lokalu). Na Just Eat można znaleźć taniej. Porcję "Fish and Chips" wypada zapić czymś pasującym, najlepiej Cola lub Irn-Bru, czyli coś na styl naszej oranżady. Szkoci to uwielbiają.

Edynburg jest miastem, gdzie stosunek ilości knajp do ilości mieszkańców jest największy w całej Wielkiej Brytanii. Mając nawet niewielki budżet można jeść na mieście i nie zbankrutować. Co ciekawe, ceny w barach w ścisłym centrum i na obrzeżach miasta są niemal identyczne. Z racji na konkurencję ceny są bardzo wyrównane i przyzwoite. Śniadanie to kwota ok. 4 funtów (wliczając kawę), lunch to 6 funtów.

Luksusowe restauracje nazywa się tutaj piwiarniami (?), czyli Brasserie. Już przez szybę łatwo stwierdzić, że w takich miejscach piwo podaje się jako dodatek do 3-daniowego zestawu, a na kolację wypada przyjść w marynarce. Cena menu degustacyjnego w takim miejscu (np. Hadrians Brasserie, samo serce Edynburga) to 60 funtów za osobę. Wliczając napoje całość zamknie się w 70 funtach za osobę.

Poza Fish and Chips oraz pizzą i kebabami notorycznie można zauważyć lokale serwujące curry. Potężna ilość imigrantów z Indii spowodowała, że curry bary są absolutnie wszędzie a porcja dobrego curry, w lokalu, kosztuje 5 funtów. Do tego należy zamów ryż, najlepiej Basmanti za ok. 5 funtów. Smakowo rewelacja, lecz zdecydowanie za mało, jeśli na prawdę chce się jeść. Jeżeli chcemy spróbować wielu smaków, to najlepiej spróbować ofert typu "Lunch buffet". Wiele z restauracji próbuje kompensować martwy czas od 14 do 18 ofertami typu stół szwedzki. Restauracja podająca pyszne jedzenie przy stołach o pełnej zastawie, w samym centrum Królewskiej Mili serwuje "Lunch buffet" w cenie 7 funtów za osobę. Doskonała szansa, aby spróbować smaku Indii w rozsądnej cenie. W knajpach często można zamówić curry w wariantach fast-foodowych, np. frytki w sosie curry. Bardzo odradzam, gdyż curry jest "z pojemniczka", odgrzewane w mikrofalówce. Smakuje paskudnie.

Jeżeli chcesz wyjść do restauracji, szczególnie do takiej z wyższej półki, pamiętaj że większość działa na zasadzie rezerwacji. Popularne miejsca, w szczególności w weekendy, przyjmują wyłącznie gości zapisanych. Cena obiadu przystawka+danie główne i herbata w przyzwoitej restauracji to koszt ok. 20-25 funtów za osobę.

W wolnej chwili wrócę do pisania o jedzeniu i postaram się wyjaśnić jaka to pizza, której nie zjesz ani w Stanach, ani we Włoszech - ale w centrum Edynburga - owszem. Wrócę do tematu Haggisa, koniecznie w wariancie fast-food i opowiem też o Pizza Kebap - daniu dla odważnych.

wtorek, 11 marca 2014

Ruch uliczny - część 1

Z racji na dużą ilość wypadków na lotnisku zwykło się, że międzynarodowe lotniska w UK mają przy przejściach dla pieszych strzałki z napisem "Look right". Odruch patrzenia lewo->prawo->lewo utrzymuje się dłużej, niż trudność komunikacji z osobnikiem z akcentem z Glasgow. A propos Glasgow, czy oni na pewno mówią po angielsku?

Nie ma przejść dla pieszych w naszym rozumieniu. Przejście dla pieszych w ruchliwym miejscu wyznaczone jest takimi "ciapkami" na ziemi. Zebry? Nie, tutaj nie uświadczysz.
Co dziwne, to że czasem sygnalizacja dla pieszych nie istnieje. Na fotce po lewej widać, że samochody mają sygnalizatory, piesi mają "pstryczek" do światła, ale brakuje świateł. Często jest tak, że owy "pstryczek" zaczyna hałasować, gdy można przejść. A niesłyszący? Na pstryczku są dwa ludziki: oczywiście czerwony i zielony. Szkocja oszczędność.

Prowadząc samochód można - poza szokiem wjeżdżania na rondo z lewej strony - doświadczyć nowych znaków drogowych i ... nowego światła. Notorycznie praktykuje się przechodzenie na czerwonym, lub gdzie popadnie. W zasadzie nawet policja chodzi na czerwonym, więc czemu reszta by miała nie. Jeżeli ktoś stoi na czerwonym, to turysta ;) Ponieważ większość (wszystkie?) sygnalizatory są na "pstryczka", a ludzie chodzą na każdym świetle, to pomysłowi Brytyjczycy wpadli na rozwiązanie pewnego problemu: tubylec "pyka pstryczek" i przechodzi na czerwonym zatrzymując niepotrzebnie samochody. W ten sposób powstało kolejne światło: żółty mrugający. Oznacza, że jeśli nikogo nie ma na pasach ( tzn. tej zebrze, której nie ma ), to możesz jechać. Taka zielona strzałka na wprost...

Nim przyjedziesz do Szkocji...

Nigdy nie nazwij Szkota Anglikiem. Ich relacje są trudne, a Szkoci chętnie podkreślają swoją odrębność. Wszyscy tutaj koegzystują a w Szkocji mieszka sporo Anglików. Mimo tego pomylenie Szkota akurat z Anglikiem nie zostanie dobrze przyjęte.

czwartek, 6 marca 2014

Drążek do ciągnięcia

Idąc klatką schodową w starym budownictwie można spotkać takie "coś". Nigdy nie widziałem tego w Polsce, więc pomyślałem że warto się podzielić. Takie "drążki do ciągnięcia" są na prawie wszystkich piętrach klatki schodowej. Co to? Domofon!

W czasach gdy nie było elektrycznych domofonów na dole klatki schodowej znajdowały się drzwi (krata?), które były otwierane za pomocą klucza lub.. no właśnie! Jak mieszkaliście na ostatnim piętrze to latanie na dół, aby otworzyć komuś drzwi było słabym pomysłem. Te "drążki" prowadzą do cięgna, które prowadzi do zapadki w kracie wejściowej. Wystarczyło na swoim piętrze pociągnąć za cięgno i na dole otwierała się krata. Brytyjczycy są pomysłowi :)

Trafiłem do Szkocji

Przed przyjazdem do Wielkiej Brytanii starałem się czytać o różnicach kulturowych, aby być lepiej przygotowanym. Dopiero po przyjeździe zrozumiałem, że kultura to jedno, a całe inne "dziwactwo" Wysp tworzy klimat tutejszego miejsca.

Sama kultura to za mało, aby opisać tutejszy stan umysłu i aby się przygotować na to, co zaskakuje. Wyjeżdżając myślałem, że skoro jadę w rejon, gdzie rezyduje mnóstwo Polaków, a dodatkowo nie jest to przecież tak daleko od Polski, to niewiele może zdziwić. Może dziwne kontakty, może ruch lewostronny. Psikus polega na tym, że tutaj jest na prawdę inaczej. Inaczej się myśli, inaczej żyje, inaczej spędza czas ze znajomymi.

Trafiłem do Szkocji, o której jeden Szkot powiedział "jeśli jest coś dziwnego w Wielkiej Brytanii, to skoncentrowało się właśnie w Szkocji". Ten blog dedykuję tym, którzy myślą o wyjeździe z kraju na Wyspy Brytyjskie lub - tym bardziej - do Szkocji. Postaram się pokazać wszystko co, czego się nie spodziewałem myśląc o "różnicach" - począwszy od dziwnych kranów a kończąc na tym co się tutaj je.